Jeden Kaczor nie czyni wiosny (część pierwsza)
Po drugiej wojnie światowej ocalały szczęśliwie lud dowiedział się kto jest be, a kto cacy. Czasami rankiem kogoś z sąsiadów w kamienicy brakowało, zwłaszcza tych, co we wojnę strzelali do Szkopów. Uciekali podobno na zgniły Zachód, ci niewdzięcznicy z AK. Nowi przyjaciele kradli zegarki, a niektórzy nawet zmieniali nazwiska na polskie i zostawali „poliakami”, by wspomóc nową władzę, podobno ludową. Była nacjonalizacja tego, co nowi przyjaciele nie wywieźli do siebie, a co im nowa władza, w dowód wdzięczności podarowała. Oszołomiony proletariat dowiadywał się, że dana manufaktura jest jego. Jakiś nieznany robotnik, z lekka kaleczący język (podobno ojczysty) stawał na trybunie zrobionej ad hoc, witał się z oniemiałym kolektywem, udowadniał, że jest synem szewca z Woli, i zostawał następnie mianowany dyrektorem przez innych nieznanych synów szewców i krawców nawet z Czerniakowa i ze Szmulek, zza Wisły.
Potem była reforma rolna, czyli wpuszczenie włościan w maliny, bo władza ludowa, którą poparł zadowolony dowartościowaniem lud, zaserwowała skołowanym rolnikom zaraz potem rozkułaczanie.
Poza tym ganiano cały czas za mitycznymi, zaplutymi karłami reakcji z AK, którzy jednak nie uciekli na imperialistyczny Zachód, tylko konspirowali przeciw władzy ludowej, demaskowano amerykańską stonkę, a ogólnie miano co i rusz pretensję do zdezorientowanego ludu, że nie jest czujny i nie całkowicie „z partią, która stoi na straży i jest z ludem”.
Potem umarło Słonce Stepów, nasz darczyńca, który oprócz wywiezienia na syberyjskie wczasy karłów reakcji zburzył do reszty to, czego nie zdążyły Szkopy i na tym miejscu postawił nie wiadomo po co PKiN, MDM i Trasę WZ.
Potem towarzysz Wiesław groził paluchem i ostrzegał. Lud znowu posłuchał i dostał w nagrodę parowozy, „Syrenki”, kwintale z hektara (na papierze) i sznurek do snopowiązałek (ze zrzutów). Poeci pisali: „jedzcie dorsze – gówno gorsze”,
i lud jadł salceson, kaszankę, dorsze i śledzie. Wódka była tania, aborcja dozwolona, był jazz i gaz, a katolicyzm razem z kapitalizmem podobno na wymarciu.
Po kilkunastu latach razem z towarzyszami Gierkiem, Jaroszewiczem, Grudniem oraz oczywiście z niedocenionym jenerałem J. i resztą uśmiechniętych sympatycznie do ludu towarzyszy przyszła propaganda sukcesu. No, to ludowi się należało, jak psu buda. Ta coca-cola, marlboro, duże 125p, DDR na dowody osobiste i takie tam, same przyjemności, a w lecie Fundusz Wczasów Pracowniczych.
Lud jednak mniej trzymany za pysk zaczął być grymaśny, jak rozpieszczone dziecko.
Trochę uchylone drzwi na zgniły Zachód, Radio Wolna Europa i rodziny na emigracji ukazywały ludowi więcej neonów, szynkę, kolorowe tv i takie tam plotki o pakcie Ribbentrop-Mołotow. Zatroskani towarzysze powiedzieli ludowi w tym momencie: „ok (tak nowocześnie) bierzemy kredyty, będzie git, a reszta furda!” Potem towarzysze paluchami już w kolorowej tv pokazywali ludowi tabele i wykresy, z których jasno wynikało, że doganiamy imperialistów. No i że nie wszyscy z AK byli całkiem karłami, a w Powstaniu Warszawskim, choć niesłusznym, walczyli nie tylko bohaterowie z AL i nie wiedzieć czemu z Batalionów Chłopskich, no i „rudy 102” nie był jednak pod Monte Casino.
Było „Lato z radiem”, małe Fiaty, drugi program kolorowej tv, wybuchowe „rubiny” i filmy ze zgniłego Zachodu, już nie 25 lat po premierze, ale opóźnione tylko lat dziesięć.
Doganialiśmy Zachód, lud się cieszył, oglądał różne „Złote jedenastki”, „Wunderteamy”, czasami wystał w kolejce nawet baleron, a przed świętami rzucali banany i kubańskie pomarańcze. Wszystko było fantastyczne, do czasu..
Nagle lud trzymał w spracowanych rękach kartki, najpierw na sam cukier.
Już nie było badania: ile cukru jest w cukrze, tylko: gdzie jest cukier?
Gierek pytał: „pomożecie?”, inny towarzysz (też jenerał) piętnował lud z Radomia, że „warcholi”. Znowu zaczęli znikać sąsiedzi, podobno warchoły, albo „KORowcy” - niewdzięcznicy, i podobno uciekali zagrzebani w transportach węgla na rudowęglowcu „Sołdek” do Szwecji, a że wiezienia były przepełnione..
Potem Łuszczek zdobył złoty medal, a potem pokazała władza w kolorowej tv biały dym z Watykanu i wszystko jakby pojaśniało.
Władza mętnie tłumaczyła, że Watykan to po prostu inne państwo i akurat jego głową został Polak, ale nijak, nawet tak zakłamując rzeczywistość nie mogła Karola Wojtyły wtłoczyć w ramy propagandy byłych sukcesów.
Pewnego sierpniowego dnia lud przyszedł rano do pracy i został zapytany, czy chce wstąpić do wolnych związków zawodowych, czy popiera „21 postulatów” i czy przyłącza się do strajku. Lud się przyłączył i okazało się, że znowu prawie w całości. Strajk to strajk. Lud w czasie strajku i przed nim zaczął czytać „bibułę”. Takie psujące oczy i „słuszną świadomość socjalistyczną” odbitki zdumiewających tekstów. Szok, w jaki lud wpadł, polegał na mnogości potwierdzonych faktów historycznych podawanych hurtowo, gdzieś tak od nieistniejących pod Grunwaldem Pułków Smoleńskich, przez stulecia, przez Ribbentropa i Mołotowa, aż do wytłumaczenia gestu Kozakiewicza włącznie..
W czasie strajku i przed nim lud zobaczył również symbol, który podobno umarł. On umarł, ale na Krzyżu. Lud mógł się znowu modlić oficjalnie do Tego co umarł, w Wierze, która jak się okazało, nie umarła razem z Nieumarłym.
Towarzysze w tv byli zniesmaczeni zepsutym ludem i wprowadzili kartki na wszystko. Skoro lud nie docenia władzy, która się dla niego poświęca, to niech żre zielony, puszkowany groszek i popija octem. W kioskach „Ruch” zostały tylko cygaretki „Wisła” i „Trybuna Ludu”. Wszystko było (na papierze) na kartki, albo w sklepach komercyjnych (pięć razy droższe),
a władza?
Władza wyżywi się sama, się nie martwcie niewdzięcznicy..
cdn..
StanKubik&RobertzJamajki