Gdy czytam ważne i te mniej teksty nieobojętne,
I poddaję je harmonii słonecznego cienia
Każda linia tekstu jest niby rytm tętna,
Wodząc nudę na pokuszenie mojego spojrzenia.
Gdy widzę inne pyszne chorobliwym wdziękiem
Czoło moje, na którym wieczór się rozjarzył
Od starych kinkietów w subtelną jutrzenkę,
Chmura pokrywa wyraz niesmaku na twarzy.
Tak są piękne te pierwsze, jak drugie kłamliwe
Wieńczy je ciężar wspomnień, ta wieża mądrości,
Co jak robak podziemny, ślepo i bezmyślnie,
Przedziera się przez glebę w strone dnia w jasności.
Jeden tekst owocem jesieni o smaku królewskim,
Wabi zapachem przyszłego spokoju i ciszy klimatu
Ten drugi żałobną amforą, marą czekającą łezki,
Wezgłowiem dla porażki i cmentarnych kwiatów.