Jakis znajomy Francuz mnie zagadal wtedy na porannej kawie w malej kawiarence naprzeciwko Parku Brassensa. Bylo przed poludniem, cieplo, ale slonce schowane pod kolderka chmur, dawalo jakieś metne sygnaly, ze dzien będzie smutny.
Franek saczacy jakieś winko cos mowil o katastrofie..
Wydobylem laptopa i dowiedzialem się..
Do tej chwili byłem jakos neutralny, zajmowala mnie architektura katedr gotyckich, polityka, jeśli juz, to nie dzisiejsza, ale dawna, bardzo dawna.
Tego poludnia i popoludnia jednak musialem zweryfikowac neutralnosc.
Ba! Zostalem do tego nawet zmuszony, bo gdy oznajmilem, ze mi przykro i ze jestem wstrzasniety, to zaraz ktos mi zadal pytanie: TY?, a jakie masz do tego prawo, „francuziku”?
Aha..
Fakt, byłem daleko i w czasie i przestrzeni, nie tylko od miejsca katastrofy..
Mialem stary, dosyć glupi nick „RobertzJamajki” na salonie, na ktorym bywalem sporadycznie. Zajrzalem i tam, tego dnia i to było drugie
aha..
Potem jakos mieszajac teksty historyczne z terazniejszoscia zaczalem neurtalizowac moja neutralnosc, wybralem sluszna według mnie strone, opozycyjna, kontestujaca stan umyslow w kraju.
Nie, nie dlatego, ze byłem wstrzasniety tymi tlumami lemingow i ich guru o wilczym wejrzeniu, ale dlatego ze zobaczylem owo historyczne kolo, bezwzglednie powracajace na swoje miejsce.
Zobaczylem teksty swietne, pisane spontanicznie, w których znajdowalem powoli siebie. Znalazlem tez teksty, których niegdys bym może i nie odrzucil, lecz teraz powodowaly odruch wymiotny.
Tak powstal we mnie wirtualny obraz Polski, w której dawno nie byłem.
Dla jednych Rubikon,
Idy Marcowe.
Dla nas Smolensk..
Tekst napisany celowo, bez polskich znakow.